3. W związku z informacjami o silnej toksyczności wody ( poparzenia skóry, rozpuszczające się rękawice) możliwe jest uszkodzenie silników spalinowych osób które brały udział w akcji wyławiania śniętych ryb? Silniki chłodzone są wodą pobieraną z rzeki. Bardzo proszę o odpowiedź. Czesław Szymura tel: 601151891
Ponad sto kilogramów martwych ryb, głównie pstrągów, wyłowili strażacy z rzeki Biała Głuchołaska w Głuchołazach. Do śnięcia ryb doszło w czwartek, 21 lipca. Mieszkaniec ulicy Andersa zauważył martwe ryby i powiadomił straż pożarną. Strażacy z Jednostki Ratowniczo Gaśniczej z Głuchołaz nie znaleźli jednak możliwego źródła zatrucia, które by wymagało ustawienia na rzece zapór absorpcyjnych. Ryby osiadły na dnie pomiędzy tzw. huśtanym mostem, a wodospadem koło miejskiego stadionu. W piątek wyzbierali je strażacy z OSP, aby wyczyścić rzekę, bo w upalne dni codziennie w Białce kąpią się ludzie. Czasowo zamknięto też ujęcie wody dla Głuchołaz, ale znajduje się ono powyżej miejsca gdzie znaleziono śnięte ryby i jest wysoka temperatura wody i zmącenie jej przez koparkę pracującą w tym rejonie doprowadziły do przyduchy ryb – mówi wiceburmistrz Głuchołaz Roman Sambor. Ostrożniejsza w ocenach jest rzecznika Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska Sylwia inspektorzy natychmiast pojechali na miejsce i pobrali próbki wody do badań – mówi Sylwia Stemplewska. – Na miejscu stwierdziliśmy, że w wodzie był tlen, poza tym pH wody było w normie. Woda faktycznie była bardzo ciepła, a temperatura powietrza wynosiła 37 stopni. Na pozostałe wyniki badań musimy poczekać dwa tygodnie. Na razie nie możemy jednoznacznie stwierdzić, czy w wodzie znalazła się jakaś szkodliwa substancja. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera d) łowić ryb w odległości mniejszej niż 50 m od: jazów, śluz, tam, zapór i innych urządzeń służących do piętrzenia wody oraz przepławek. Zakaz ten nie dotyczy budowli hydrotechnicznych służących regulacji brzegów lub dna, np. ostrogi, opaski i progi denne, e) łowić ryb w odległości mniejszej niż 50 m od rozstawionych Odra zawsze była dla mnie odległą rzeką. Tym bardziej, że mieszkam na Mazowszu. Co prawda mam w pobliżu aż 3 duże nizinne rzeki, na których łowię regularnie podczas całego sezonu. Jednak w mojej głowie, raz na jakiś czas pojawiała się myśl o łowieniu nad Odrą. W zasadzie od zawsze wiedziałem, że Odra jest jedną z najrybniejszych rzek w całym kraju. Świadczą o tym nie tylko comiesięczne zgłoszenia rekordowych ryb, ale także doniesienia znajomych, którzy na co dzień łowią nad Odrą. Podczas wielu lat wędkowania miałem przyjemność łowić nad Odrą, jednak było to dosłownie 3-4 razy przez ten cały okres. Wszystko się zmieniło dzięki naszemu przyjacielowi Patrykowi Skorupie, który jest naszym przewodnikiem wędkarskim, właśnie nad Odrą. Patryk zna Odrę na wielu odcinkach rzeki i upodobał sobie kilka najciekawszych rejonów dolnej Odry. Nasz przewodnik z największą pasją łowi odrzańskie bolenie. To jego tzw. „konik”. Największą część sezonu poświęca właśnie temu gatunkowi ryby, ale w chwilach przerwy od łowienia boleni, łowi piękne klenie, jazie, sandacze, szczupaki, a nawet sumy. Naszym wspólnym celem były połowy w okolicach Cedyni. Właśnie ten rejon został wytypowany przez naszego przewodnika. Nie bez powodu, bo tamtejsze okolice są rybne i na dużym odcinku rzeki można liczyć na spotkanie z prawie każdym gatunkiem ryby. Ten odcinek rzeki jest w zasadzie książkowym przykładem wyglądu Odry. Rzeka na odcinku około 40 km jest praktycznie cała uregulowana. Jest tutaj mnóstwo ostróg, tych kamiennych, jak i betonowych. Są także stare pozalewane ostrogi, o których istnieniu wiedzą tylko stali bywalcy rzeki. Jest wiele kamienistych opasek, czasami ciągnących się przez kilkaset metrów rzeki. Są piaszczyste wypłycenia i oczywiście są przykosy, których na rzece jest dość dużo. Wszystkie wspomniane miejsca są wydzielone od szlaku wodnego specjalnymi bojami i znakami wodnymi. Na tym odcinku rzeki nie znajdzie się dzikich kamienistych raf, kamienistych rynien, czy dużych kamienistych przelewów. Rzeka na całym odcinku jest uregulowana, ponieważ jest stałą drogą transportu wodnego. Poruszając się po rzece, mamy wytypowany znakami specjalny tor wodny, po którym płynąc wiemy, że głębokość i dno pozwolą nam na bezpieczne przepłynięcie. Co jakiś czas, w dół, czy w górę rzeki pływają duże barki oraz statki transportowe. Naprawdę duże jednostki na rzece to codzienny widok. Dla nas wiślaków to nowość, ponieważ na Wiśle takich jednostek raczej się nie spotyka, jedynie niewielkie promy przewożące pasażerów, czy nieduże barki. Jak wspomniałem widok dużych statków to codzienność, jednak zupełnie nie przeszkadza to w łowieniu, ani przepływaniu na inną miejscówkę. Jesteśmy już w strefie Schengen, więc łowiąc na granicznej Odrze mamy możliwość połowów po stronie Niemieckiej. Jednak należy pamiętać o tym, że oprócz wykupienia pozwoleń w naszym kraju, musimy także wykupić licencję niemiecką na wędkarski połów. Poruszając się jednostką pływającą nie musimy posiadać jakichś dodatkowych uprawnień, oczywiście poza ważną rejestracją jednostki i odpowiednim uprawnieniom do kierowania jednostką. Tak jak wspominałem wcześniej, Odra jest znakomicie oznakowana. Tor wodny jest widoczny z daleka. A co jest ciekawe, jest także widoczny nocą. Boje znaczące tor wodny i najważniejsze znaki są pomalowane specjalnymi farbami, które dobrze widać w świetle lampy. Pływając po tym odcinku rzeki zauważyłem, że w niektórych miejscach można poruszać się jedynie jednostką z działającym radiem VHF (znaki ustawione na brzegu rzeki). Myślę, że jest to podyktowane „strefą graniczną” oraz poruszających się po Odrze dużych jednostek transportowych. Wychodząc na brzeg Odry, na opisywanym odcinku, można dosłownie zgłupieć. Wszędzie dookoła są ostrogi i od której tu zacząć? No właśnie. Nie jest to wcale takie proste. Główek jest mnóstwo, ale jedna nie jest równa drugiej. Jedne są płytkie, inne bardzo głębokie. Niektóre są zasypane piaskiem, a wokół innych są wszędzie porozsypywane kamienie. Przy niektórych główkach jest mało ryb, a przy innych jest tzw. „eldorado” z dużą ilością interesujących nas drapieżników. Trzeba naprawdę dużo czasu poświęcić, aby rozpracować nawet kilku kilometrowy odcinek tamtejszej rzeki. Tutaj duża wiedza wędkarska jest naprawdę potrzebna, aby wiedzieć gdzie i jak łowić tutejsze ryby. Dlatego profesjonalny przewodnik na takim łowisku to moim zdaniem bardzo dobra sprawa. Korzystając z wiedzy takiego przewodnika mamy możliwość łowienia na jego najlepszych miejscówkach. Mamy możliwość powiększania swojego doświadczenia, chłonąc wiedzę od kogoś, kto bardzo dobrze zna swoje łowisko. Nawet dla wędkarzy z dużym doświadczeniem, taki przewodnik może być bardzo pomocny. Nie tylko w znalezieniu odpowiedniego łowiska, ale także w pokazaniu jak dobrać się do danego gatunku ryby. Nasz przewodnik posiada profesjonalny ponton, który jest ogromną zaletą podczas łowienia na Odrze. W niedługim czasie można poznać spory kawałek rzeki i mieć możliwość łowienia na wielu miejscówkach, które są mniej lub w ogóle niedostępne z brzegu. Dodatkową zaletą jest szybkie przemieszczanie się po rzece, co dość często stanowi kolejny krok do sukcesu. W okolicach Cedyni można liczyć na praktycznie każdy gatunek ryby, który interesuje spinningistę. Przy wielu ostrogach, opaskach, czy w rynnach żyją drapieżniki. W klatkach między główkami możemy liczyć na brania szczupaków, czy okoni. Tam dość częstym przyłowem zdarzają się sandacze, czy bolenie. Przy szczytach ostróg, czy na napływach główek możemy liczyć na brania dużych kleni oraz jazi. Na tych samych napływach możemy złowić także szczupaka, sandacza, czy nawet ładnego bolenia. Warkocze powstające za szczytami ostróg to królestwo żerujących boleni, a w tych samych warkoczach przy dnie możemy liczyć na branie ładnego sandacza, czy szczupaka. Sum, nasz król rzek, także pojawia się na niektórych miejscówkach. Odwiedza piaszczyste wypłycenia, czy szczyty ostróg. Łowiąc nocą na Odrze można z daleka usłyszeć odgłosy atakujących drapieżników. Na opisywanym odcinku rzeki ciężko o brzany, jednak nie po nie przyjeżdża się nad Odrę. Rzeka na tym odcinku nie jest najpiękniejsza, bo jest cała uregulowana. Jednak na szczęście płynie w bardzo ciekawym rejonie, z bardzo urozmaiconym krajobrazem. Na wielu odcinkach brzeg rzeki jest porośnięty wysokim sitowiem. Wokół rzeki są liczne łąki, lasy, a nawet bardzo malownicze zadrzewione wzniesienia terenu. Krajobraz urozmaicają stare zabudowania wiosek i szczyty odległych kościołów. Na koniec chciałbym wspomnieć o naszym wrześniowym wypadzie na opisywany odcinek Odry. Patryk wybrał nam termin w jednym z najlepszych okresów na tym odcinku rzeki. Jednak nasze plany pokrzyżowała pogoda, która na przełomie kilku dni zmieniała się jak w kalejdoskopie. Raz było gorąco, raz wiało, raz padało, a innego dnia było zimno jak późną jesienią. Pomimo kiepskich warunków pogodowych, nasza ostatnia wyprawa była udana, ponieważ rybna Odra obdarzyła nas pięknymi rybami. Na naszej czterodniowej wyprawie mieliśmy do dyspozycji dużą łódź oraz ponton. Poznaliśmy około 40 kilometrowy odcinek rzeki. Różnorodność odrzańskich miejscówek dała nam możliwość złowienia kilku gatunków drapieżników, które skupiały się przy najlepszych główkach i opaskach. Tak, jak wspomniałem wcześniej, pogoda zmieniała się codziennie. W ciągu pogodnych i ciepłych dni złowiliśmy kilka ładnych boleni, w tym kilka rekordowych sztuk. Bolenie brały najlepiej na napływach główek i w warkoczach za ostrogami. Jednak nie były to optymalne połowy, ponieważ rapy rzadko pokazywały się przy powierzchni, a większość ryb złowiliśmy prowadząc przynęty blisko dna, albo w pół wody. W słoneczne dni, dobrze brały także duże jazie. Wszystkie, które udało nam się złowić były rybami okazowymi. Jazie brały przy niektórych główkach, a łowiliśmy je na dość duże woblery, prowadzone blisko kamienistego dna. Myślę, że nastawiając się tylko na ten gatunek, można liczyć na naprawdę bardzo dobre sukcesy na tym odcinku Odry. Podczas załamania pogody, kiedy mocno wiało i padał deszcz uaktywniły się szczupaki. Prawie na każdej z ostróg mieliśmy branie jakiegoś szczupaka. Głównie były to nieduże ryby, ale wszystkie wymiarowe. Mieliśmy także przygodę z naprawdę dużym szczupakiem, jednak ryba pod sam koniec holu, kiedy była już przy burcie, zerwała zbyt delikatny zestaw. Mogę stwierdzić, że na Patryka łowisku jest dużo zębatych drapieżników i łowiąc je cały dzień, można naprawdę się nałowić. Wielką atrakcją naszego odrzańskiego rekonesansu były ładne sandacze. Sandacze jeszcze nie brały, tak jak późną jesienią, ale udało nam się złowić kilka naprawdę pięknych i dużych ryb. Podsumowując, zdecydowanie uważam, że Odra na tym odcinku jest bardzo atrakcyjna pod względem wędkarskim. Jest tutaj wiele gatunków ryb, a ich populacja jest na dużym poziomie. Aż strach pomyśleć, ile i jakie ryby złowilibyśmy trafiając w optymalną pogodę i stabilny okres. Wszystkich, którzy chcą poznać opisywany odcinek Odry i spotkać się z profesjonalnym przewodnikiem wędkarskim zapraszamy do zapoznania się z naszą ofertą: ODRA, ODRA WYPRAWA GRUPOWA. Będziecie mogli umówić się na wyprawę z przewodnikiem, w dowolnie wybranym przez was terminie. Zapraszamy. Podzielimy się z Tobą naszą pasją! Sebastian „rognis_oko” Kalkowski Zdjęcia: Patryk Skorupa, Mateusz Kalkowski, Adam Wójcik, Sebastian Kalkowski Tekst ukazał się w skróconej wersji w magazynie Wiadomości Wędkarskie — Czytałem w polskich mediach, że kilka dni temu wyciekła substancja chemiczna. Nie rozumiem, dlaczego nie jest to tutaj komunikowane. We wtorek dzieci jeszcze tu pływały!— martwi się 54-letni Urs Walter, mieszkaniec Brandenburgii. Czytaj także: Katastrofalne skutki skażenia Odry. Tysiące śniętych ryb w Niemczech Dlaczego warto zapolować na szczupaki w rzece? Ponieważ mało kto to robi. Wędkarze skupiają się raczej na sandaczach, boleniach, kleniach itp. To daje nam szansę na hole dziewiczych, walecznych rzecznych szczupaków. Stanowiska szczupaka w rzece Najtrudniejsze w łowieniu rzecznych szczupaków jest ich zlokalizowanie. Każdy wie, gdzie ich szukać w wodach stojących, ale nie wszyscy wiemy, gdzie są ich miejscówki w rzekach. Przede wszystkim szczupaki w rzece preferują spokojną wodę. Zwłaszcza gdy spokojna woda graniczy z głównym nurtem, dzięki czemu mogą atakować przepływające w nim ofiary. Mogą spokojnie czekać przy dnie, aż coś wpłynie im pod pysk. Unikajmy jednak miejsc mulistych. Sprawdzą się zarówno naturalne spowolnienia nurtu, jak i sztuczne, wytworzone przez człowieka. Oto dobre miejsca na szczupaka w rzece. Wiry/wsteczne prądy — to świetne miejsca dla każdej ryby, ponieważ zawsze jest tam dużo tlenu i pokarmu unoszącego się w nurcie. Szczupaki w rzece powinny siedzieć obok wiru, w spokojniejszej wodzie. Silny prąd będzie spychał im drobne ryby pod same pyski. Zwalone do wody drzewa i nawisy drzew — zatopione drzewa i krzewy to miejsca gdzie ryby czują się bezpiecznie. Za przeszkodą nurt spowalnia i daje im odpocząć. Pod zwisającymi do wody gałęziami rzeczne szczupaki znajdują osłonę przed oczami swych ofiar. Dopływy — woda z dopływu niesie dodatkowy tlen i pokarm, którego szukają ofiary szczupaków. Zakręty — nurt rzeki żłobi w takich miejscach głębokie rynny i podmywa brzegi. Szczupaki czatują nawet pod samym brzegiem, skryte w głębinie i pod zwisającymi gałęziami, czy trawami. Porty — woda jest w nich zwykle cieplejsza, niż w samej rzece co zwabia białoryb zwłaszcza w chłodnych porach roku. Szczupaki mogą kryć się pod łodziami, czy elementami konstrukcyjnymi. Rury ciepłownicze itp. - w takich miejscach jest zwykle sporo pokarmu, co przyciąga drobnicę. Wyspy — płycizny okalające wyspy to miejsca chętnie odwiedzane przez drobnicę. Szczupaki na pewno będą w pobliżu Trzcinowiska i roślinność zanurzona — drobnica szuka w nich schronienia i pokarmu, a szczupaki kryjówki, by atakować drobne ryby. Mosty — płycizny okalające wyspy to miejsca chętnie odwiedzane przez drobnicę. Spinning, czy żywiec? Moim zdaniem obie metody mogą się sprawdzić. Zwłaszcza jeżeli na żywca będziemy łowili aktywnie, często zmieniając miejsce. Przykładowy przypon na szczupaka: Zanęcanie? U nas nikt tego nie robi, ale Anglicy nęcą rzeczne szczupaki tłustymi rybami morskimi jak makrela. Nurt roznosi tłuszcz i aromat ryb, który wabi drapieżniki. Podobno po kilku dniach jest szansa, że szczupaki będą odwiedzać dane stanowisko regularnie. Przykładowa przynęta na szczupaka: Prowadzenie przynęty spinningowej Najprościej jest rzucanie tyle prostopadle do nurtu co lekko z nurtem i zwijając żyłkę, prowadzić przynętę wachlarzem. Tempo i sposób zwijania żyłki powinniśmy zmieniać co jakiś czas. Kilka rzutów z jednostajnym zwijaniem, kilka z opadem. Penetrujemy wodę w połowie i przy dnie. Wskazówki przy łowieniu w rzece Bądź mobilny – okazuje się, że rzeczne szczupaki bardzo często zmieniają swoje kryjówki. Aktywne wędkowanie pozwala obłowić wiele ciekawych miejsc i samo w sobie jest interesujące. Przy polowaniu na szczupaka nie ma sensu zabierać zbyt dużo sprzętu. Łowienie ma być przyjemnością, a nie mordęgą z toną sprzętu na plecach. Gdy poziom wody wzrasta — często jest to najlepszy czas brań. Białoryb jest bardzo ruchliwy, ponieważ szuka sobie miejsca w nurcie, który przyspiesza. To sprawia, że są łatwiej widoczne dla drapieżnika. Zachowuj się cicho – zwłaszcza na małej rzece Prawie 50 tysięcy badań Odry wykonał Główny Inspektorat Ochrony Środowiska od lipca 2022 roku. Po sytuacji związanej ze śnięciem ryb GIOŚ wdrożył stały monitoring interwencyjny oraz podjął szereg decyzji i procedur dotyczących postępowania w związku z wykryciem w rzece złotej algi. Powołano specjalny zespół w inspektoracie, ujednolicono wspólne działania wojewódzkich Małe rzeki to często pierwsza „wędkarska miłość". Są na pozór nieciekawe i dlatego bywają omijane. A przecież w nich też są ryby. Małe rzeki spotyka się w naszym kraju wszędzie - najczęściej są one dopływami większych rzek. Niewielkie rzeki bywają bardzo urozmaicone; ich charakter może się znacznie zmieniać nawet na odcinku kilometra. W rzekach zmieniać się mogą głębokość i szerokość cieku, charakter jego dna, stopień zadrzewienia brzegów i ilość wodorostów. Szerokość małych rzek może wynosić od zaledwie kilku kroków do kilkunastu metrów. Latem, gdy woda jest czysta, można niemal w każdym miejscu dojrzeć dno. Niejeden wędkarz popełnia błąd, sądząc, iż płycizny są bezrybne i nie zadaje sobie trudu obławiania takich miejsc. Tok rozumowania jest w takich wypadkach prosty:, jeśli woda jest tak płytka, to z pewnością nie ma w niej ryb. W rzeczywistości woda niejednokrotnie jest głębsza, niż się wydaje na pierwszy rzut oka - w niektórych miejscach może mieć zaledwie kilka centymetrów głębokości, lecz niewiele dalej, metr lub więcej - a ryby są prawdziwymi mistrzami kamuflażu. W małych rzekach można spotkać nadspodziewanie duże ryby, np. okonie o wadze do pół kilograma, dwukilogramowe klenie, sporo małych szczupaków, kiełbie, płocie, jelce, a nawet kilkukilogramowe brzany. Ryby są obecne, ponieważ płytka i szybko płynąca woda jest doskonale natleniona, nawet podczas upałów. Do łowienia w małych rzekach można wybrać jeden z dwóch sposobów. Pierwszy polega na wytypowaniu stanowiska, w którym można spodziewać się ryb i łowieniu stacjonarnym. Woda przelewająca się przez progi na małych rzekach zostaje wzbogacona w dużą ilość tlenu. Ryb nie należy jednak szukać tuż pod zaporą (nie pozwala zresztą na to regulamin), lecz na pierwszym, położonym w regulaminowej odległości stanowisku, w którym mogą przebywać ryby - np. pod nawisami gałęzi. Widok wędkarza łowiącego z platformy ustawionej w nurcie może początkowo płoszyć ryby, lecz zachowanie spokoju i regularne nęcenie niewielkimi porcjami zanęty, pozwala wzbudzić ich zaufanie i zatrzymać na dłużej w łowisku. Po zanęceniu i zarzuceniu małej przynęty, np. białego robaka lub poczwarki, w ciągu kilku pierwszych godzin łowi się na ogół dużo małych ryb - kiełbi, uklej, jelców, płoci, okoni i niewielkich kłeni. Można też wywabić duże ryby - klenie i brzany - z ich stanowisk w wodorostach, trzcinach i w zacienionych miejscach pod gałęziami. Może w tym bardzo pomóc zanęcenie łowiska konopiami, które skłaniają ryby do intensywnego żerowania. Udanych połowów można wówczas oczekiwać nawet w upalne południe, choć większą szansę na ryby przynoszą późne popołudnie lub wieczór. Drugi sposób to namierzanie stanowisk poszczególnych okazów ryb i podawanie im dużych przynęt - np. skórki chleba, kawałka sera lub mielonki, bądź dużej dżdżownicy - na zestawie gruntowym, spławikowym lub wolnej żyłce. Najlepsza pora do tego rodzaju połowów to świt lub zmierzch. Jak znaleźć stanowiska ryb w niewielkiej rzece? Jest to sprawa zdrowego rozsądku - należy szukać miejsc o odpowiedniej sile nurtu, głębokości oraz zapewniających rybom możliwość ukrycia się w wodorostach lub cieniu zwisających gałęzi; najlepiej, gdy jedno miejsce jednocześnie spełnia wszystkie te warunki. Niektóre z odcinków małych rzek bywają jednak np. odpowiednio szybkie, lecz zbyt płytkie, inne - wystarczająco głębokie i zarośnięte, lecz przepływ wody jest w nich minimalny. Na zakolach małej rzeki mogą znajdować się dobre stanowiska. Zależy to od rodzaju brzegu, który może być podcinany lub rozmywany przez nurt. Najlepszych wyników można się spodziewać, jeśli zewnętrzny brzeg łuku jest ostro podcięty i osłonięty od góry gałęziami. Pod nim ryby najchętniej szukają stanowisk. Przynętę zarzuca się z miejsca położonego na wewnętrznym brzegu nieco powyżej łuku. Ujścia małych rzek do większych są bardzo interesującymi łowiskami. Szerokość ich przyujściowego odcinka jest znacznie większa, zaś nurt jest w takim miejscu znacznie głębszy i wolniejszy, co wiąże się z jego słabszym natlenieniem. W niektórych miejscach nurt przy ujściu może być gęsto zarośnięty wodorostami, co nierzadko uniemożliwia wędkowanie. W chłodnej porze roku, gdy zielsko zanika, sytuacja całkowicie się odwraca i w ujściumożna swobodnie zarzucać przynętę, licząc na doskonałe wyniki w łowieniu płoci, kleni i leszczy, które wchodzą do ujścia dopływu, chroniąc się przed znacznie silniejszym nurtem większej rzeki. W czystej wodzie świetnie biorą przede wszystkim klenie - płocie i leszcze żerują bardziej zdecydowanie, gdy toń rzeki jest lekko zmącona. Zaletą łowienia w chłodnych miesiącach jest to, że nie przeszkadza drobnica skubiąca przynętę. Duże leszcze, płocie i klenie łowi się natomiast stosunkowo łatwo, gdyż przy dużo mniejszej ilości naturalnego pokarmu w rzece ryby te chętnie korzystają z każdego wpadającego do wody kąska. By się przekonać, czy określony odcinek małej rzeki wart jest obłowienia, należy najpierw dokładnie się z nim zapoznać. Konieczne jest sprawdzenie, przy którym brzegu przepływa główny nurt - przynętę lepiej zarzucać z przeciwległego, co przy niewielkiej szerokości rzeki nie stanowi problem. Nawet przy niewielkiej głębokości łowiska woda nad główną rynną dna może być znacznie głębsza, osiągając m. Dlatego opłaca się wykonać serię próbnych przepuszczeń zestawu spławikowego, precyzyjnie badając głębokość na trasie jego spływu. Zestaw pokaże przy okazji położenie ewentualnych zawad w rzece, a dokładna ocena głębokości pozwoli umieścić przynętę w wybranej odległości od dna. Korzystna dla wyniku połowów jest obecność kęp wodorostów i pasów trzcin, w których chowa się nie tylko drobnica. Stojąc kilka minut w bezruchu łatwo zauważyć, że woda nie jest całkowicie bezrybna. Dla ryb przebywających w niegłębokiej wodzie wędkarz może być doskonale widoczny i dlatego, jeśli to tylko możliwe, warto urządzić stanowisko wędkarskie pod osłoną nadbrzeżnej roślinności, pamiętając o maskującym ubiorze. Na początek warto spróbować łowić bez zanęcania łowiska, tzn. podać tylko przynętę - np. poczwarkę. białego robaka lub ziarno parzonej pszenicy. Jeśli przez 15-20 minut nic się nie dzieje, nie musi to oznaczać, że w wodzie nie ma ryb. Może to również świadczyć o obecności dużych osobników np. kleni lub brzan, ignorujących przepływające małe przynęty. Należy wówczas podać dużą przynętę w postaci kostki mielonki lub sera. Gdy na haczyku przeważa drobnica i tylko od czasu do czasu łowi się np. średnie płocie, trzeba się uciec do selektywnego zanęcenia łowiska. Drobnicę można odciągnąć od stanowiska, wrzucając bardzo lekka zanętę (namoczony i rozdrobniony chleb), która znoszona nurtem odprowadza ryby w dół rzeki. Jednocześnie w wytypowane miejsce wrzuca się właściwą, cięższą zanętę dla ryb, które są celem łowów. Do łowienia w wodzie o głębokości 0,5-1 m najlepiej użyć możliwie najlżejszego zestawu spławikowego, gdyż wpadający do wody koszyczek zanętowy wywołuje za dużo hałasu. Łowić z gruntu lepiej techniką wędrującej gruntówki, docierającej z przynętą do stanowiska ryb. 21 lipca 2023, 11:06. Ten tekst przeczytasz w 9 minut. Nowe zasady wędkowania już od 27 lipca / ShutterStock. Od 27 lipca 2023 r. obowiązywać będzie nowe rozporządzenie w sprawie Jak łowić na rzece z główki? Cz. 3 Znaczne różnice głębokości, stanowiska ryb. Jak wygląda podwodna część basenu między ostrogami? Gdzie w klatkach przebywają ryby? Zapraszam do przeczytania trzeciej części poświęconej rzecznego łowienia z główek. W drugiej części artykułu zwróciłem uwagę na ukształtowanie prądów między dwoma ostrogami. To one w szczególności wpływają na charakter tutejszej wody, w tym dno. Strona napływowa jest najbardziej burzliwa ze wszystkich miejsc w klatce i co za tym idzie zarazem nieobliczalna. Duży chaos kierunku przepływu prądów ma swoje konsekwencje dla wędkarza łowiącego spławikiem. Ten najczęściej na widok wirowatej wody na napływie ( zdjęcie poniżej ) mylnie uważa, że nie da się tu spokojnie łowić spławikiem. Idąc na łatwiznę wybiera spokojny jej obszar w klatce i na nim skupia swój wędkarski kunszt. Czy aby na pewno wyłącznie takie miejsce do łowienia jest najlepsze? Czy w spokojnym obszarze klatki przebywają ryby dosłownie jakby uciekając przed prądem? Fragment strony napływowej Zanim odpowiem na tak postawione pytania zajmę się budową główki, a w zasadzie basenu między dwoma ostrogami. Oto przykładowa klatka na jednym z fragmentów Odry: Postawić można pytania: – dlaczego poznanie budowy wspomnianego obszaru wody jest tak istotne? Co nam to da? Czy bez tej wiedzy można myśleć o sukcesie? Łowienie na główce to wędrówka jak po górach. Raz chodzimy po dolinach, by za chwilę wspinać się pod górę. Podobna analogia występuje w rzecznych klatkach. Rzeka współdziałając z otoczeniem, nie tylko z zawadami dennymi, wytwarza ciekawe miejscówki, ale co za tym idzie strasznie różnicuje dno z pozoru chaotycznie, lecz w konsekwencji pod dyktando praw fizyki. Dno w dużej mierze decyduje o zasiedleniu mieszkańców wody, czyli ryb, które potrafią przebywać nie tylko w różnych partiach wody, ale na różnej głębokości zależnej od miejsca w rzece. Jest to uzależnione od prędkości prądu głównego koryta, a ono zależy od lokalnego miejsca i stanu wody. Mam tu na myśli szerokość koryta w danym miejscu, ilość zakrętów i zawad dennych, rodzaj dna itp. „Teoretycznie” ryba szuka miejsca najwygodniejszego pod względem walki z prądem i tak ustawia swoje ciało by mu się jak najmniej oprzeć, ale może to prowadzić do mylnego wniosku, że wyłącznie w klatkach między ostrogami znajduje ostoje. Tak nie jest. To istotna wskazówka, co do umiejscawiania zestawu, która szeroko zostanie wyjaśniona w czwartej części. Ponieważ baseny są połączone równolegle z korytem- obcują w nich ryby. To najbardziej czytelne i zarazem nieobliczalne miejsca w rzece w szczególności napływ. Tajemnica tkwi u szczytu ostrogi, w jej zalanej części, a także wzdłuż tworzącego z tego skutku całego warkocza. Proszę zwrócić uwagę, że przez klatkę woda nie przepływa jak w głównym korycie, ale odbijając się od ostrogi, przekierowuje część prądu głównego na środek rzeki, a resztę partii wody zawraca przy następnej ostrodze i nadaje charakteru klatce i jego okolicom. Wyjątek stanowi bardzo wysoki stan wody, który powoduje zatarcie tej widocznej granicy między nurtem a ostrogami. W basenach prądy rządzą się swoimi prawami od tych w głównym korycie, będąc po części proporcjonalnie od nich zależne. Ponieważ są słabsze i zmienno-kierunkowe, inaczej niż w nurcie wpływają na dno. Skutkiem tego jest swoista rzeźba dna przypominająca wyboistą drogę z dziurami, różniąca się od dna koryta rzeki, które najczęściej jest w miarę równe. Każda klatka to rodzaj jeziora z tą różnicą, że płynie tu znaczący i młynkowaty prąd. Skutkuje to znaczącymi różnicami głębokości. W zasadzie w basenie trudno znaleźć równe miejsce w obszarze kliku metrów tj. w zasięgu zestawu puszczonego np. tyczką lub batem, nie mówiąc o bolonce. Wędkarz łowiący w basenie, musi się liczyć w większości z ogromnym zróżnicowaniem dna. Trzeba być tego świadomym, by skutecznie w klatce łowić, a sama świadomość nie wystarczy. Stałość w jeziorze pozwala nam wędkarzom skupiać się jedynie na doborze przynęt, zanęt, sprzętu wędkarskiego itp. itd., ale klatka na taki luksus się nie godzi. W basenach ze względu na uciąg dochodzi dryf spławika i różnica w głębokościach nawet na krótkich dystansach. Należy koniecznie poznać te dane. Jak to zrobić? Oczywiście najprościej jest wygruntować klatkę tyczką. Niestety ma to swoje wiadome ograniczenia. Klatki mają przeciętnie 50-70m długości na 35-50m szerokości, co daje nam ponad 2000-3500 mkw. ( na każdej rzece i w innym miejscu dane mogą znacząco się różnić ). Tyczką sięgniemy wyłącznie na odległość 13-15m. Reszta obszaru do wygruntowania pozostanie poza naszym zasięgiem. Poza tym trzeba by przejść się wzdłuż linii brzegowej po całej klatce, co wydaje się nieraz raczej niemożliwe i wręcz absurdalne. Nie o to nam chodzi. Więc, w jaki sposób i według jakich cech rozpoznać głębokość toni pod płaszczykiem wody w basenie między ostrogami? Nie sprawdzi się nam tutaj „wzór” patrzenia na dno przez pryzmat przepływu wody w korycie, gdzie na zasadzie analogii moglibyśmy zastosować go w basenie. Gdybyśmy chcieli owy wzór krótko omówić, wygląda następująco: Nietrudno się domyśleć, że przy równej, stałej prędkości i jednakowej szerokości koryta, woda płynie najszybciej na środku rzeki, nieco wolniej po bokach, a najwolniej przy brzegu. Przy stałej prędkości wody, ale tam gdzie koryto rzeki wyraźnie z węża, tam woda bywa głębsza i odwrotnie, tam gdzie koryto rzeki staje się nagle szersze, woda jest wyraźnie płytsza. Należy pamiętać, że tego typu ocena jest na „oko”, a w niektórych miejscach przy ocenie należy wziąć „poprawkę”, ale to i tak wystarcza dla naszych wędkarskich potrzeb. Niestety klatki rządzą się swoimi prawami, a one nie są tu takie do obliczenia. Szaleństwo i różnorodność kierunkowa prądów, wielkość basenu między ostrogami, a nawet usytuowanie ostróg na odcinku, to wszystko zakłóca ten prozaiczny obraz czytania głębokości rzeki. Pamiętać też należy, że ostrogi to przybrzeżna część rzeki, woda płynie w nich zdecydowanie wolniej i inaczej, a ten przepływ zakłóca mocno napierający nurt na zakręcie na szczyt ostrogi, powodując powstawanie swoistych prawideł, które mają swój podobny schemat. Z pomocą przychodzi logika i zdobyte doświadczenie. Budowę anatomiczną klatki ilustruje poniższy schemat: Miejsca najciemniejsze oznaczają najgłębsze miejsca i odwrotnie najjaśniejsze to te miejsca, w których woda jest płytsza. Czy potrafisz wyjaśnić, dlaczego w niektórych miejscach woda jest płytka, a w innych głęboka? Z powyższego schematu wyciągnąć należy wniosek, iż przed główką i za nią, ruch wody w przesuniętym w lewo lub w prawo centrum nurtu wypłukuje zagłębienia, czyli popularne doły, głęboczki, które ciągną się wzdłuż warkocza. Niektórzy uważają, że tworzą się wyłącznie zaraz za i przed szczytem zalanej główki. Ja nie do końca podzielam ten pogląd. Uważam, że doły tworzą się wzdłuż c a ł e g o warkocza występującego w danym basenie, choć w nim samym głębokość może być i jest znacząco różna. Przemawia za tym usytuowanie centralnego nurtu na zakręcie lewym i prawym. Zilustruje to inny następujący schemat: Na środku każdej klatki, warkocz stale odkłada różne masy piachu i żwiru, więc ten obszar jest najpłytszy i w mojej ocenie najmniej wędkarsko atrakcyjny. Sypie piachem, którego nie lubią ryby. Oczywiście „środek” ten w każdym basenie może być nieco przesunięty. Ilustrują to poniższe zdjęcia zrobione przy bardzo niskim stanie wody na Odrze: W każdym basenie prąd wsteczny płodzi rynnę, która z każdym metrem nabiera głębokości, a kończy swoją indywidualną działalność fuzją z głęboczkiem. W którym miejscu rodzi się rynna? Najprościej ustalić ją po obserwacji wody. Wszystkie prądy wsteczne ( w klatce jest ich niezliczone mnóstwo ) wychodzące ze swojego źródła, schodzą się mniej więcej w jedno miejsce, w którym woda wyraźnie przyspiesza płynąc równo. Tu powstaje rynna, ale trzeba przyznać, że nie na każdej klatce wyraźnie to widać, a na niektórych w ogóle. Poniższy schemat genezy rynny nam to objaśni: Znajomość zachodzących zjawisk, pomoże nam skuteczniej dobrać się do jakże chimerycznych tu ryb. No właśnie… …..gdzie są ryby? A może gdzie łowi się ryby? W wodzie można by rzec. Ale to nie jest odpowiedź. Nie taka, jaką chcielibyśmy uzyskać. To pytanie, które chyba najbardziej nurtuje wszystkich główkowych wędkarzy i najczęściej je sobie zadają zanim przyjdzie im zmierzyć się z ostrogą, nawet z tą, którą dobrze znają jak własną kieszeń, lub w momencie dostania od niej sromotnych batów. Nic w tym dziwnego, w końcu to żaden wstyd zapytać i wyciągać wnioski nawet te zgoła błędne pod warunkiem, że stale będziemy się uczyć. Z pomocą tylko częściową może nam przyjść kalendarz rzecznego świata, ale on sam powoduje raczej mętlik w głowie niż przynosi pożytek. Problemem w ustaleniu stanowisk ryb jest po pierwsze pora roku, dalej gatunek ryb, temperatura otoczenia, wody, nasłonecznienie, ciśnienie, rodzaj dna, koryto rzeki itp. itd. Widać stąd wyraźnie, że wspomniany kalendarz rzeczno-główkowego świata umiejscowienia ryb w rzece jest bardzo rozregulowany. Do tego dochodzą ciągłe wahania temperatury, poziom i natlenienie wody. Wszystko to wpływa na przybywanie i zachowanie ryb w rzece, ponieważ one ciągle są uzależnione od jej kaprysu, skutkując często rybią migracją. Najprościej ujmując ryba bezgranicznie uzależniona jest od tego, co niesie rzeka w danym okresie i sezonie raz niska, raz wysoka, a nie, co w rzuci do wody wędkarz, a więc tlenu i pokarmu, więc tam należy jej szukać. Tego na oko nie do końca zawsze da się rozszyfrować, a dodatkowym kłopotem w ustaleniu umiejscawiania się rzecznego, kończącego w pysku ryby pokarmu jest również prąd w basenie i wyłącznie ryba wie w danej klatce, gdzie się on gromadzi najliczniej i tak ustawia, by go spokojnie przechwycić. Nawet podczas zasiadki rzucenie mnóstwa kul zanętowych w jedno miejsce i obliczenie toru spływu -rozmycia zanęty, może wyprowadzić nas w pole w poszukiwaniu ryb, ponieważ zawirowania i uciąg przesuną nam zanętę w sobie znane miejsce. Co prawda ryby ją znajdą, ale my możemy pływać spławikiem i przynętą obok. A więc gdzie są ryby? Niestety z powyższego widać jak na dłoni, iż pytanie jest niefortunnie zadane, kierunkowo tendencyjne i w żaden sposób na tak sprecyzowane nie da się dobrze odpowiedzieć, aby zostać z odpowiedzi usatysfakcjonowanym. Sugeruje z góry ulubione miejsca w klatce, w których kurczowo żyje ryba. I chociaż po części jest to prawda, to nie da się tego jednoznacznie ustalić. Mechanizmy przebywania ryby, ich świat są im tylko znane, a my, jako wędkarze metodą prób i błędów w przybliżeniu możemy je określić. Bardziej prawidłowe pytanie jest inne, mianowicie: gdzie, w którym miejscu łowić z główki ryby? i na takie da się i trzeba odpowiedzieć. Można by rzec, że swój wędkarski kunszt możemy szlifować na całej klatce basenu między ostrogami, ale takie podejście charakteryzuje wędkarzy bez doświadczenia, ponieważ wierzą, że ryby rozmieszczają się i przebywają na główce równomiernie. Skutkiem powyższego myślenia jest łowienie w pewnej części klatki niczego lub drobnicy, a w pozostałej „ryby”. Pisząc teraz ryby mam na myśli białoryb ( nie uklejki, krąpiczki i kiełbie ) czyli te, na których najbardziej powinno nam zależeć, a więc o przyzwoitych rozmiarach chyba, że wdanym dniu widmo klęski może zajrzeć nam w oczy i będziemy chcieli zadowolić się każdą złowioną rybą. Wielu też mylnie uważa, że puszczając zestaw w najgłębsze miejsce ostrogi, spotka na swej drodze największe okazy leszcza, brzany, klenia, krąpi, jazi. Tu możemy być bardzo rozczarowani, argumentując błędne myślenie niedobraniem do grubych ryb. Ryba ma swoje ulubione miejsca w klatce, a te występuje w okolicy warkocza, chociaż niekoniecznie w jego pobliżu można je łowić. Wyjątek stanowi pora, gdy wyruszają w codzienną trasę w przeczesywaniu pokarmu po klatce i często złowić je można w miejscu, po którym się tego nie spodziewaliśmy. Rozmieszczenie gatunkowo ryb w klatce ilustruje następujący schemat: Widać ze schematu wyraźnie, iż rybę łowi się najczęściej w okolicy warkocza. To centrum rzeki, z którego ryba ma najbliżej do granic klatki jak i głównego koryta nurtu, więc tam należy w szczególności jej szukać. Zresztą, ryba ma w nim swoje królestwo, a pokarm rzeczny nanoszony jest właśnie przez niego ( warkocz ). Rynna jest również atrakcyjna. Nie znaczy to wcale, że w pozostałej części klatka jest bezrybna. Raczej łowi się tu kupę drobnicy, a od czasu do czasu okazy. Natomiast okolice warkocza przynoszą okazałe ryby, a od czasu do czasu drobnicę. Należy też zauważyć, że rozmieszczenie ryb w klatce ze schematu jest w małej części teoretyczne i może na innej znacząco różnić, nie mówiąc o innym odcinku, czy rzeki w Polsce. Ale o tym decyduje też nie tylko sama klatka, ale rodzaj dna, który na niej występuje. Gdzie muł, tam leszcz, żwir i glina to królestwo brzany. Kleń nie pogardzi żadnym. Piach nie zasługuje na uwagę. Wyjątek może stanowić długi odcinek piaszczystej rzeki. Podsumujmy. Spływ przynęty po dnie klatki przypomina w wielu wypadkach wędrówkę po górach i dolinach. Zalana część ostrogi i prąd ( ruch wody ) w przesuniętym na zakręcie korycie rzeki wypłukuje doły, które swoje apogeum osiągają przed jak i za szczytem ostrogi, ciągnąc się wzdłuż całego warkocza odkładając na środku zwały piachu, żwiru, czyniąc to środkowe miejsce mniej atrakcyjne dla ryb. Prądy wsteczne płodzą rynnę, w której lubi żerować ryba, a okolice warkocza to królestwo dla wszelkich ryb. W ostatniej, czwartej części odpowiem, jak wykorzystać praktycznie wiedzę, którą odkrywa przed nami ostroga, a opisaną we wszystkich trzech częściach niniejszego artykułu. Odpowiem także jak łowić z główki, kiedy z napływu, a kiedy z zapływu i od czego to zależy, a także, co warto wziąć pod uwagę podczas nęcenia. Grzegorz Grabowski "Obecna sytuacja, która ma miejsce w rzece, jest katastrofą ekologiczną" - przekazał zarząd województwa dolnośląskiego w komunikacie. Sprawą masowego śnięcia ryb w Odrze z Leszcz nie ma najlepszej opinii - wypomina się mu mnogość ości. I to, że w zanętę często wbijają się stada chudych jak żyletka "podleszczaków".W każdym nowo utworzonym artykule pokaże się wpisany tutaj tekst. Wpisz więc tutaj domyślną treść nowego artykułu lub instrukcję dodawania nowego artykułu dla swojego niektórzy mają doń pretensje o to, że pokryty jest grubą i czepiającą się palców warstwą śluzu. Mawia się o leszczu, że jest rybą słabą, szybko ustępującą w walce. Że lubi się zbierać przy zrzutach ścieków komunalnych, mleczarskich, rzeźnych, a na dodatek bardzo szybko "przesiąka" nieprzyjemnymi to prawda, ale... Ale dotyczy osobników co najwyżej średniej wielkości. Są one przez wędkarzy łowione najczęściej i w największej ilości. Leszcz jest rybą stadną, z regularnością zegarka penetrującą swój rewir. Chętnie zatrzymuje się na długo przy dobrze skonstruowanej zanęcie. Średniaka może łowić każdy, kto choć trochę ma pojęcia o rzece i leszcze niełatwe są natomiast do zlokalizowania, trudno je przytrzymać w łowisku zanętą. Jednak każdy, komu udało się wstrzelić w stado dużych ryb tego gatunku, kto wyjął w ciągu godziny kilka potężnych sztuk - weryfikuje swą opinię o leszczach. Okazuje się, że ryby te potrafią dzielnie walczyć i potargać niepoprawnie skonstruowane zestawy. Umieją wykorzystać każdą niedoskonałość wędkarskiego warsztatu, nerwowość, brak refleksu, zbyt siłowe hole. Trzykilowy leszcz - a dużo ich w polskich rzekach - przynosi satysfakcję najbardziej nawet wymagającemu się potem, że mięso pogardzanej dotąd ryby bywa wyjątkowo smaczne - niektórzy porównują je do prawdziwie delikatesowego karpia. Grube ości przestają przeszkadzać, śluz nie jest tak niemiły, jak u mniejszych osobników. Mitem okazuje się "brudolubność" leszczy - co prawda łowi się je regularnie przy każdym niemal "berglu", zrzucie ścieków komunalnych, ale więcej i większe trafiają się na pełnej wodzie, na nurcie leniwe na pozór ryby po bliższym poznaniu okazują się wyjątkowo wytrwałymi wędrowcami. Okazuje się, że niesłusznie kojarzone były z grubą warstwą mułu i rzecznymi zastoiskami. Leszcz otóż odżywia się przede wszystkim wodnymi bezkręgowcami. Bodaj największą część ich diety stanowią larwy owadów, przede wszystkim ochotkowatych. Te ostatnie z kolei występują masowo w partiach rzeki bogatszych w tlen, a więc po prostu w cienkiej warstwie osadów strefy pełnego, choć niezbyt szybkiego nurtu albo wśród filcowatych pasm glonów na kamienistych przelewach. Na głęboczkach za takimi przelewami można oczekiwać stad leszczy. W rzecznych rynnach o większej głębokości także łowi się duże sztuki - wystarczy dobrze zanęcić i poczekać opinia o leszczach często myli wędkarzy, prowokuje do popełniania błędów. Ileż razy ujrzeć można na ostrogach większych rzek ludzi z ciężkimi gruntówkami podających zestawy na spokojną wodę w dole rzeki. Owszem, zdarza się, że złowi się na tak zarzuconą wędkę jakiś średniak, który odbił od stada w poszukiwaniu żeru, zdarza się, że podejdzie ich kilka zwabionych smakołykami z zanęty. Generalnie jednak łowi się wówczas leszcze na nieleszczowych ostróg mogą być jednak dobrymi łowiskami. Z reguły więcej ryb znajdzie się na napływowej stronie główek - głównie w niezbyt szerokim pasie nurtowego cienia, gdzie odkładają się namuły i gdzie żyją organizmy stanowiące leszczowe menu. Strona zapływowa także okazać się może ciekawym łowiskiem, ale raczej w partiach wody równomiernie płynącej, czyli w rynnie tworzącej się u szczytu każdej niemal jednak rezultaty miewają wędkarze, którzy natykając się na szereg główek, moszczą sobie stanowiska pomiędzy nimi, na odcinkach, gdzie nurt zbliża się do brzegu lub biegnie prostą rynną równolegle do takiej rynny jest najważniejszą sprawą przy łowieniu leszczy. Wielu wędkarzy, szczególnie amatorzy gruntówki z ciężkim ołowiem dennym, zarzucają zestawy "byle dalej". Często przerzucają leszczowe stanowiska, łowią na "pustych" płyciznach. Najgorsze jest to, że od stanowisk dobrze żerujących ryb dzieli ich przynętę dosłownie kilka metrów. Być może w ciągu łowów raz, może nawet kilka razy, trafią przypadkiem w leszczową rynnę i wyholują sztukę czy dwie, ale - niestety - będzie to czysty przypadek, fuks, zrządzenie losu. Łowiący z ciężkim ołowiem twierdzą, że przestawianie zestawu przy tej technice jest niełatwe, że zbyt częste zarzucanie powoduje płoszenie się ryb. I prawda - nie sposób ryb nie płoszyć wrzucając do wody kilkusetgramowe pecyny ołowiu. Ale nawet ciężkozbrojny grunciarz może przed rozpoczęciem łowienia w prosty sposób poznać strukturę dna w zasięgu rzutu, może też dobrać właściwie ciężarek - uwzględniając odległość, siłę prądu, głębokość łowiska. Ciężka gruntówka może okazać się wędką pełną finezji, jeśli tylko wybierze się najlżejszy z możliwych kawałek poznać dno w zasięgu rzutu - co zastępuje sondowanie, bez którego nie potrafi się obyć żaden przyzwoity spławikowiec - wystarczy na koniec zestawu założyć niewielki (relatywnie oczywiście) gruszkokształtny ciężarek z oczkiem. Kilkanaście zarzuceń i wolne ściąganie "sondy" pozwoli na bardzo dokładne zlokalizowanie wszystkich dołków, wypłyceń oraz na opukanie każdego niemal fragmentu rynny. Dzięki temu i zanętę będzie można wrzucić we właściwe miejsce i przynętę podawać w sposób przemyślany, leszcze lubią przemierzać rzekę z dokładnością przedwojennego pociągu, to przecież nie zawsze penetrują wyłącznie śródrzeczne rynny. Czasami wypływają na płycizny, niekiedy wpadają na kilka chwil na niezbyt odległe od nurtu zastoiska. Miewają momenty, w których zbliżają się do brzegu albo odrywają od dna i żerują w pół wody czy spławiają się na powierzchni. Z rzadka w nietypowych miejscach potrafią zadomowić się na dłużej, osobliwie w zatokach rzecznych z wstecznymi prądami, za główkami w miejscach pełnych zawirowań i nakładających na siebie, mieszających się strugach nurtu. Warto więc poznać ich rozkład dnia i umieć odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego można je znaleźć w tych akurat miejscach. Leszcze, jak większość ryb, miewają sezonowy "rozkład jazdy" - gdzie indziej przebywają na wiosnę, gdzie indziej w pełni sezonu, gdzie indziej z rana, w dzień, w nocy...Jednakże doświadczony, otwarty na rzekę i ryby wędkarz jest w stanie - z dużą dozą prawdopodobieństwa - przewidzieć, gdzie w danej chwili, przy danej pogodzie, stanie wody i innych okolicznościach przebywają leszczowe dużej rzece leszcze stają się celem wędkarskich wypraw dopiero w maju, a więc sporo później niż jaź czy płoć. Ryby te zaczynają się trzeć dość późno, kiedy temperatura w rzece przekroczy 13oC. Szczyt tarła przypada na okres, gdy temperatura wody na podtopionych przez przybór, zarośniętych płyciznach ustali się na poziomie 16-19 populacja leszcza wyciera się partiami - już w pierwszym tygodniu maja można złowić przy brzegach większe ryby wygłodniałe po odbytych godach. Ale jeszcze do połowy czerwca zalane wierzbowe zarośla trząść się będą od leszczowych karpie codzienne - jak nazwał je Władysław Strzelecki we wspaniałej książce "Wędkarz i rzeka" - mają przed przystąpieniem do tarła krótki okres aktywności żerowej. Są po prostu żarłoczne i tracą na tydzień czy dziesięć dni swą stadną przemyślność, z której słyną latem czy wczesną jesienią. Gromadzą się w pobliżu miejsc zdatnych do odbycia godów i rzucają się na każdą podaną przynętę. Wzdłuż wierzbowych zalewisk, na przybrzeżnych spowolnieniach, głębokich na półtora do dwóch metrów zamuliskach bobrują w dnie wielkie tym czasie pierwsze partie oddają się już miłosnym uniesieniom, zaś inne "turnusy" zmierzają wzdłuż brzegów do amorycznej będzie trudno uważnemu wędkarzowi odnaleźć trasy wiodące leszcze na tarło, choć być może szukanie tych szlaków nie jest specjalnie etyczne. Choć przecież leszczy u nas dostatek, duże rzeki pełne są trzymających się swoich rewirów stad. Ale właśnie na rzekach większych nie powinno sprawić problemu znalezienie miejsc, gdzie gromadzić się będą - także żarłoczne nad wyraz - potarlane są wówczas zmordowane, przez tydzień, niekiedy dwa odpoczywają w miejscach o wodzie niemal stojącej, w przybrzeżnych dołach o dnie pokrytym grubszą warstwą namułów. Wybierają plosa za główkami, głęboko wcinające się w wysokie burty ostre zewnętrzne łuki, trzymają się wolno płynących odcinków wzdłuż spadów obok wysp, usadawiają się w zastoiskach na wylotach łach. Po kilkudniowym wypoczynku i nabraniu sił, wyruszą ku swym późnowiosennym zejścia wód, na dobrą sprawę do janówki, wykorzystywać będą podwyższony stan rzeki i trzymać się w pobliżu brzegów. Opuszczą zastoiska i zgodnie ze swoją naturą, wybiorą równy odcinek rzeki o niezbyt śpiesznym nurcie, który przeczesywać będą zmierzając pod prąd rozwiniętą tyralierą. Osiągnąwszy jego skraj spłyną pośpiesznie w dół rzeki, by ponownie rozpocząć przeszukiwanie wytartych osobników wpłynie do łach, które stają się przepływowe wyłącznie w okresie przyborów. W czasie, gdy woda w nich stoi, bujnie rozwija się tam życie bezkręgowców, odkłada muł, w którym żyją larwy owadów i skąposzczety w większej na ogół liczbie aniżeli w korycie wiosenne leszcze w rzekach - zarówno tych dużych, średnich, a także w zupełnie niewielkich - trzymają się tzw. kantu o głębokości 1,2 - 2 m, niezbyt odległego od brzegu uskoku dna ku płaskiej warto podawać nieco dalej niż w przypadku polowania na jazie, poza miejsca, w których w pełni lata stawiać się będzie wędkarskie stołeczki. Szczególnie dobrymi stanowiskami okazać się mogą wszelkie luki między krzakami wierzby, granice nurtu u szczytu zwalonych drzew, kamiennych czy ilastych cypli wrzynających się w rzekę. Wzdłuż kantu poruszać się będą stadka wytartych już leszczy, wzdłuż niego płynąć będą na gody bardziej ciepłolubne osobniki. Wiosenny kant jest także najlepszym miejscem do zasadzenia się na leszcze na rzekach mniejszych, w których duże ryby w sporych ilościach pojawiają się wyłącznie wiosną podczas wędrówki na tarło i w czasie powrotu po odbytych rzeki, w których latem łowi się wyłącznie drobiazg lub szuka dołów zamieszkałych przez kilka większych ryb, wiosną stają się istną promenadą. Są z reguły płytsze od rzek, w których znajdują ujście, wylewają na łąki, pola, zalewają olsy, grądy i łęgi. Woda na zalanych płyciznach ogrzewa się znacznie szybciej niźli w rzekach zapraszają więc wyższą temperaturą wiele gatunków ryb, także leszcze, które potrafią w swej tarlanej wędrówce zajść bardzo wysoko. W dopływach Bugu i Narwi spotyka się je nawet kilkadziesiąt kilometrów w górze dopływów. Żerują przez cały czas. Posuwają się blisko brzegów, często odpoczywają w niewielkich zastoiskach położonych w pobliżu kantów. Niekiedy wrzynki takie mają 2-3 m kwadratowe i metr partie wytartych leszczy dość długo pozostają w rzeczkach, w których odbywały gody. Wybierają podobne stanowiska, jak w większych ciekach. Są to jednak chwilowe rewiry żerowiskowe. Liczące kilkanaście, czasem kilkadziesiąt osobników stadka dają się stopniowo znosić coraz niżej, by w momencie przedletniego spadku dużej wody znaleźć się w pobliżu średnie, takie jak na przykład Pilica, Pisa, Wisłoka, Noteć, Biebrza, a także rzeczki niewielkie, ale głębsze i mniej podatne na wahania stanu wody, mają swoje populacje leszczy. Trzymają się one niemal wszystkich głębokich odcinków o równym, spowolnionym uciągu, żerują wzdłuż wysokich burt na zewnętrznych łukach, zadomawiają w głęboczkach przed i za spiętrzeniami wzniesionymi ręką człowieka. Każdy zbiornik zaporowy, bez względu na to, czy jego powierzchnia liczona jest w kilometrach kwadratowych, w hektarach czy w arach, posiada swoje leszczowe tygodni po tarle leszcze lokują się na odcinkach rzek, w których pozostaną do późnej jesieni. Niektóre stada już na przełomie maja i czerwca zasiedlają swe letnie rejony. Zaczynają "kursować" w nich z regularnością godną kolei brytyjskich. Aktywne żerowanie rozpoczynają o brzasku, kiedy niebo na wschodzie zaczyna jaśnieć, płonąć porannymi zorzami. Zbliżają się wówczas do brzegów, wpływają na spowolnione, lekko zamulone płycizny, penetrują kanty, faszynowe materace przygniecione kamiennymi opaskami i wsteczne prądy za ostrogami oraz naturalne zatoki. Z reguły jednak nie oddalają się zbyt daleko od dni bezchmurne pozostają na tych stanowiskach do chwili, gdy słońce pożółknie nad horyzontem, przy niebie zachmurzonym ich odejście jest nieco krótsza lub dłuższa przerwa w dzień się budzi na dobre, kiedy wiatr zaczyna marszczyć wodę i rozwiewają się mgły, wędkarze mają szansę, by zaobserwować wspaniałe zjawisko spławiania się leszczowego stada. Nad powierzchnią leniwie toczącej swe wody rzeki zaczynają się pokazywać ryby. Nie chlapią się jak wiele innych gatunków. Niemal bezgłośnie wynurzają nad wodę swe ciało, niekiedy prezentują się niemalże w całej okazałości, czasami pokazują jedynie płetwę grzbietową i niewielki odcinek "pleców". Bodaj najbardziej masowe spławy udawało mi się zaobserwować podczas mglistych poranków, w momencie, w którym poranna bryza zaczynała strzępić oponę spławiania leszcze podobno nie żerują, niemniej dla wędkarza zaobserwowanie ich powierzchniowego baletu jest niezmiernie ważną informacją. Spławy otóż odbywają się w pobliżu żerowisk lub wręcz nad nimi. Bardzo często, natychmiast po ich ustaniu, następuje drugie poranne żerowanie - nieco już oddalone od brzegu. Ryby penetrują skraje głębokich dołów i rynien, posuwają się po kantach i blatach. Znajdują się wciąż w zasięgu przepływanki i mocniej obciążonej przystawki. Żerowanie trwa do osuszenia traw, do zejścia rosy. Później leszcze odchodzą od brzegu, ustawiają się w korycie i co pewien czas tyralierą przeczesują swój dzienny rewir. Czynią to jednak leniwie, niespecjalnie starannie, aczkolwiek prowadzony z przytrzymywaniem zestaw bolonki czy powiewający w nurcie długi przypon denki z pewnością sprowokuje leszcza do zainteresowania się omawianego gatunku miewają też dość często południowy napad apetytu. Nie spotyka się go tylko w okresach wyjątkowych i długotrwałych upałów. W dni o średniej czy niższej temperaturze leszcze ożywiają się na godzinę, półtorej, w momencie, gdy słońce stoi najwyżej. Żerują głównie w znów następuje trzy godziny przed zachodem słońca leszcze znów nabierają chęci na jedzenie. Bardzo wolno zbliżają się ku brzegom. Na bezludnych i spokojnych odcinkach rzek tuż przed zmierzchem zajmują poranne stanowiska. Znikają z nich jednak jeszcze przed zapadnięciem nocy można złowić leszcze największe, choć i średniaki dają się niekiedy skusić na dobrze podaną przynętę. Nie oddalają się zbytnio od swych wieczorno-porannych stanowisk, bowiem jak każde sympatyczne stworzenie są leniwe i wygodnickie. Dlatego też - jeżeli celem nocnej wyprawy są właśnie one - nie ma sensu ciężkiego zestawu gruntowego czy lżejszej "pikerowej" denki posyłać daleko na wodę. Wystarczy podać go na kant, na skraj materaca, w pogranicze spokojnej wody i należy się jednak spodziewać częstych i wygodnictwo leszczy może być wykorzystane przez wędkarza. Cały, misternie ułożony przez naturę rozkład jazdy leszczowego stada może zostać zakłócony przez przemyślność ludzką. Wystąpią co prawda momenty gorszego żerowania, ale da się ryby przytrzymać przy brzegu i w stanowisku, jeżeli z głową i z dobrym smakiem zanęci się łowisko. Dwie rzeczy będą wówczas najważniejsze - zanęta musi trafiać w rybie gusta oraz musi być podana dokładnie na trasie leszczowej wędrówki żerowiskowej...Niechcący jednak, mimochcąc, zupełnie jak leszcze, weszliśmy wraz z Czytelnikami w okres letni. Ryby opisywane w tym rozdziale takie właśnie są, powolne, unikające nagłych zmian, zmieniające się na raty, partiami czy jak kto woli "turnusami". Niektóre już w czerwcu żyją letnim rytmem, podczas gdy inne dopiero wchodzą w tarło, niektóre wychodzą już z dopływów, podczas gdy inne dopiero zbierają się przy ich ujściach...LatoDobrze podana zanęta może znacznie zaburzyć rozkład dnia i zmienić stałe trasy leszczowego stada. Nie trzeba zaopatrywać się w kilogramy firmowych mieszanek i prowadzić eksperymentów, by się o tym dowiedzieć. Wiele średnich i dużych rzek zanieczyszczane jest przez ścieki komunalne. I każdy ich wylot staje się leszczowym łowiskiem dla dziesiątek wędkarzy niewrażliwych na przykre zapachy. Nie chcę tutaj poszukiwać motywacji ludzi, którzy w śmierdzących ujściach kolektorów łowią ryby, faktem jest, że łowią skutecznie. Poziom ochrony środowiska w naszym kraju długo jeszcze będzie stał na zatrważającym poziomie, dlatego przy "berglach", "śmietnikach", "smródkach" - takie wdzięczne miana nadali ściekom wędkarze - spotykać się będzie przez całe lato gromadki stałych większy zrzut komunalnych nieczystości ma swoje leszczowe stado, ba, kilka innych ławic kilka razy dziennie wpada tu na żer. A jest po co - wszak przez zlewozmywaki niewielkiego nawet miasteczka przepływa dziennie masa jadalnych resztek z ludzkich stołów. Leszcze na tych resztkach rosną znakomicie - to właśnie tu regularnie padają wędkarskim łupem osobniki liczące sobie dwa, dwa i pół czy więcej na stałe zadomawiają się w miejscach, hm... stale zanęconych...Zdarzają się dni, że kilkunastu bywalców berglowych stanowisk, często siedzących tuż koło siebie, ramię w ramię, wyławia z zapaskudzonej wody kilkadziesiąt czy wręcz ponad setkę kilogramów bowiem leszcze podczas lata niewytłumaczalne napady żarłoczności. Nieczęste są to dni, ale długo krążą potem po brzegach opowieści o leszczowym szaleństwie. Ryby te w takie dni łowią się na wszystkie wędki postawione na trasie ich wędrówki - dzwonią dzwoneczki gruntówek, pikają szczytówki "pikerków", podskakują bombki na przystawkach i nikną pod wodą spławiki przepływanek. Ktoś, kto trafi nad wodę w taki dzień, a na dodatek dołączy do sprzyjających okoliczności trochę wędkarskiego i kunsztu, będzie potem długo mógł wspominać niesamowite chwile leszczowego nie potrafi racjonalnie wyjaśnić istoty tego zjawiska, tym bardziej że zdarza się ono zarówno podczas upałów, jak i w dni pochmurne, w czasie bezwietrznej pogody i przy porywistych wędkarz, który natknął się na leszczowe szaleństwo, wie, że ryby te niemal przez cały dzień żerują w strefie brzegu i na spadzie do pierwszej rynny sródrzecznej, że przerwy w pobieraniu pokarmu bywają krótkie, zaś brania pełne są gwałtowności i rzadko kiedy ryby wypluwają nawet najbardziej oporne przynęty. Ale dni takie są marzeniem, śni się o nich, pożąda, jednak najczęściej rzeka wita nas zwyczajnym zachowaniem ryb... Stan wody na rzekach mniejszych latem jest zazwyczaj znacznie obniżony. Leszcze występują stale jedynie w głębszych, wolno toczących swe wody. Stada nie są liczne. Składają się z kilkunastu, rzadziej z kilkudziesięciu osobników o podobnej wielkości. Do gromadki równolatków "przykleja się" kilka ryb większych i parę wybierają sobie stałe rewiry, które przeszukują starannie według rozkładu dnia wspominanego wyżej. Miejsca te znane są doskonale wędkarzom mieszkającym nad tymi rzekami, ale i przyjezdnemu nietrudno je głębokie na półtora do dwóch metrów rynny o jednostajnym nurcie przylegające do strefy spowolnień, biegnące wzdłuż głębszych zatoczek i wrzynek z wstecznymi prądami, plosa o bardzo nieznacznym uciągu są zazwyczaj przez leszcze odwiedzane. Nie oznacza to jednak, że wystarczy wypatrzyć właściwe miejsce - leszcze bowiem, wbrew utartej opinii podkreślającej ich gnuśność, są rybami kilkakrotnie w ciągu doby zmieniającymi swoje stanowiska, czasami dość odległe od zachowują się na rzekach średnich, dużych i tych wielkich, z tym że wszystko odbywa się w innej skali. Ale na rzekach małych i dużych oznacza to konieczność wyczekiwania, zmieniania metod, starannego przypatrywania się jednak, kto pozna dobowy rytm bohaterów tego rozdziału, będzie szukał ich tam, gdzie powinny przebywać. Niewielu doświadczonych wędkarzy będzie stawiać przystawkę przy brzegu w samo południe, mało który łowca leszczy wyrzuci zestaw gruntówki daleko od brzegu o świcie i o zmierzchu. Mało który będzie się spodziewał natychmiastowych brań tuż po leszczy wie, że ryby te żerują cały czas znajdując się w ruchu, że do zanęty dojdą prędzej czy później, zaś cała sztuka polegać będzie na tym, by stado zatrzymać na dłuższy czas w zawodowych rybaków leszcze mają opinię ryb przemyślnych i mądrych. Poza okresem zimowym, gdy łowione są w wielkich ilościach w ostojach, wcale nieczęsto wpadają w matnie sieci. Jest ich w rzece najwięcej, więc rzadko który zaciąg leszczy nie przynosi, ale jest to ilość nieprzystająca do liczby tych razy zdarzało mi się wypływać z rybakami i widziałem na własne oczy, jak ogromne stado leszczy umykało przed spływającą drygawicą, kiedy kilka ryb zaczynało się trzepotać w jej okach. Szły wierzchem - w dół i na boki - niezbyt śpiesznie, bez nieprzytomnej paniki. Za to skutecznie nad wyraz. Co widać było po grymasie złości na rybackich twarzach i słychać w wiązankach, które słali za umykającym stadem rozsierdzeni także muszą się liczyć z mądrością leszczowej zbiorowości. Ryby te nie są co prawda tak ostrożne jak klenie czy jazie, tak podejrzliwe jak bolenie, jednak zbyt głośne zachowanie czy niemądry hol mogą spowodować długą przerwę w braniach. Leszcze nie odejdą w panice jak płotki, nie zemkną na środek rzeki jak brzany, ale odsuną się, spłyną kilkanaście metrów w dół rzeki i nie będzie łatwo ponownie zachęcić je do dużych rzekach do ulubionych stanowisk należą wszelkiego rodzaju ostrogi. Jakże często wędkarze ustawiają się na ich szczytach i podają swoje zestawy w dół rzeki, na skraj nurtu lub w zawirowania i wsteczki za główkami... Tymczasem najbardziej doświadczeni łowcy leszczy lokują się chętnie u postawy główki a przynętę podają na stronę napływową, w głębokie na 2-3 m spowolnienie przed ostrogą. Bardzo często właśnie takie miejsce jest najbardziej obfitym żerowiskiem. Przed główkami nurt zwalnia, tworzą się prądowe cienie, warstwy wody niemal stojącej przy samym dnie. Niezbyt grubą warstwą zalega tutaj muł, a leszcze - znów wbrew utartej opinii - wcale nie przepadają za zanadto głęboką warstwą osadów. Podobnie jak większość organizmów wchodzących w skład ich pożywienia, wolą cienką ich warstwę - lepiej natlenioną, obmywaną i czyszczoną z lżejszych drobin przez nieśpieszny przepływ. Nurt nanosi tutaj wciąż nowe szczątki organiczne, które wykorzystywane są przez bezkręgowce, trawione i wydalane. Ot, zwyczajna przemiana materii, pokarmowy łańcuch. Materia wydalona jest lekka, natychmiast więc porywa ją woda. Można więc by rzec, że jest na napływie zdrowo, czysto i przewiewnie. A przede wszystkim obficie pod względem pożywienia. Tutaj także zatrzymuje się zanęta - a ta przy łowieniu leszczy ma ogromne więc przejdziemy do jesieni leszczowego stada - znowu mimochcąc, bez wyraźnej granicy, płynnie jak bohaterowie tego rozdziału - warto by się zająć szczegółowiej jadłospisem naszych karpi wędkarzy dziwi się niepomiernie faktem, że leszcze ustawiają się często nad zalanymi przez 2-3 metrową warstwę wody kamieniskami. Niepotrzebne to zdziwienie - pomiędzy kamieniami odkłada się muł, wśród kamieni żyją - w czystych rzekach - kiełże, dorastające do 2 cm skorupiaki, takie "niby-raczki" uwielbiane przez wszystkie ryby spokojnego żeru. Można ich używać jako przynęty od kwietnia do cały rok natomiast można na haczyk zakładać po kilka ośliczek, spłaszczonych skorupiaków występujących na kamieniach i wśród butwiejących szczątków - mimo gęby przystosowanej do połykania dość dużych kęsów - bardzo chętnie odcedzają z mułu i pożerają drobne organizmy, na przykład rureczniki, znane hodowcom ryb akwariowych pod nazwą jednak lubianym pokarmem leszczy są larwy owadów występujące w osadach dennych. W leszczowych wnętrznościach można znaleźć ogromne ilości larw ochotkowatych, dlatego też każde miejsce ich obfitego występowania chętnie odwiedzane jest przez ryby. Znakomitą przynętą mogą okazać się larwy chruścików, wodne pędraki obudowujące się domkiem z piasku, resztek roślinnych, fragmentów muszli. Domek ten chroniący delikatny odwłok larwy nie jest żadną przeszkodą dla posiadającego silne zęby gardłowe leszcza. "Kłódki", bo tak ochrzcili larwy chruścika wędkarze, połykane są przez bohaterów rozdziału wraz z równie chętnie połyka także larwy jętki, ważki, widelnicy, zabarwicy oraz komarnicy. Wymieniam te stworzenia jednym tchem, bowiem wędkarzowi nie jest potrzebna umiejętność ich rozróżniania, wystarczy świadomość, że leszcze zjadają wszystko, cokolwiek się w rzecznym mule przez cały wrzesień leszcze żerują na letnich zasadach. Wyjątkiem bywają tylko gwałtowne załamania pogody wieszczące nadchodzącą jesień. Jednak jeśli miesiąc jest pogodny, to aktywne żerowanie przenosi się na nie są wyjątkiem - jak wszystkie ryby pragną pod koniec ciepłego sezonu najeść się na zapas, nagromadzić w postaci tłuszczyku zasób energii, która pomoże przetrwać chłodną porę roku. Żerują więc aktywnie. Jest jednak pewna różnica między rozkładem dnia z środka lata, a planem leszcze dużo częściej pojawiają się na płyciznach, szczególnie podczas październikowych ociepleń. Jak zwykle nie oddalają się nazbyt od sródrzecznej rynny, nadal bobrują w kantach, ale bardzo często i raczej w pierwszej połowie dnia wychodzą na wypłycenia. Na mniejszych rzekach warto ich szukać w środku koryta - na prostych odcinkach za pierwszą rynną z reguły takie wypłycenia występują. Na rzekach większych każda dłuższa rynna o spowolnionym uciągu bywa przez leszcze odwiedzana. Każdą więc sąsiadującą z nią płyciznę o niezbyt śpiesznym prądzie obszukują nasze karpie codzienne. I są to najczęściej ryby spore, a nawet wybitnie październiku na spinningistów uganiających się za jaziem i kleniem czekają niespodzianki. Na wodzie nie głębszej nad metr w maleńkie woblery, miniaturowe obrotówki potrafi uderzyć potężny leszcz. W ciągu ostatnich lat kilkakrotnie przekonany byłem, że mam jazia na złoty medal - pobicie bywało silne, pierwsze chwile holu fascynujące, błysk ryby pod powierzchnią przyprawiał o drżenie kolan... Dopiero po kilku minutach okazywało się, że mam na wędce nie jazia, a trzykilogramowego leszcza zapiętego na trzech grotach albo wręcz z całą przynętą w czeluściach trąbkowatego pierwszych długotrwałych chłodów, które mogą się zdarzyć w październiku, częściej na początku listopada, leszcze żerują bardzo chimerycznie i wyprawy na nie przypominają wędkarskiego totka. Jednak i w grach losowych obowiązują pewne reguły... Otóż leszcz z zimnej wody częściej daje się skusić w pierwszej połowie dnia, niekiedy w samo południe. Kiedy słońce zaczyna swój lot ku horyzontowi na zachodniej stronie, ryby gdzieś się zapodziewają. Najczęściej zmierzają do głębokich dołów o minimalnym uciągu, w których letnie stada zbijają się już w zimowiskowe wyprawy stają się coraz rzadsze i coraz krótsze, choć przecież zdarzają się nawet w środku najmroźniejszej zimy. Niektóre plosa, w których gromadzą się spore ilości leszczy, zamienią się niebawem w jeszcze bardziej zatłoczone zimowiska, niektóre jednak są tylko przejściowymi schronieniami. Bywają zbyt płytkie, nie dają rybom poczucia bezpieczeństwa, są niezbyt zasobne w pożywienie, leżą w strefie wyjałowionej z "przejściówek" jest sporo w mniejszych rzekach, dużo ich także w rzekach średnich. Można je nazwać etapami, etapami na szlaku przedzimowego spływu do rzek większych oraz do cofek zbiorników zaporowych. Niektóre stada rozpoczynają tę wędrówkę pod koniec października, inne schodzą w dół w ostatnich dniach listopada. Nie ma to wiele wspólnego z masowym ciągiem ryb wędrownych - poszukiwanie zimowiska trwa niekiedy przez kilkadziesiąt dni, częste są zatrzymywania się pod drodze w zasobnych w pokarm okolicach. Czasami leszcze przypominają sobie o letnich obyczajach i żerują kilka razy w ciągu dnia, znów pracowicie przeorując dno w poszukiwaniu się to jednak na ogół dalej od brzegu, gdzieś w środku koryta, w strefie, w której ryby czują się bezpieczniej, gdzie ni człowiek, ni zwierzę nie będzie zakłócać ich zdarza się przedzimowa wędrówka pod prąd. Dzieje się tak na rzekach przegrodzonych spiętrzeniami. Pod jazami, zaporami zimują ogromne rzesze ryb, które przypływają tutaj z dużych odległości. By się znaleźć w głębokim, dobrze natlenionym plosie pod tamą, leszcze potrafią późną jesienią przepłynąć nawet pięćdziesiąt i więcej widać z opisu jesieni, także i w zimę leszcze wchodzą partiami. Niektóre siedzą w zimowiskach już w pierwszych dniach listopada, inne zbierają się w nich dopiero w grudniu. Zima dla łowców leszczy nie jest łaskawa. Odnalezienie zimowiska w rzece jest niezwykle trudne, dotarcie do niego jeszcze trudniejsze. Natomiast łowienie w zimowych ostojach - nieetyczne i sprzeczne z kolegów oburza się na takie postawienie sprawy. Protestując wywołują do tablicy zawodowych rybaków, którzy właśnie w zimie i właśnie z zimowisk wyławiają ogromne ilości tych ryb. Lecz rybactwo nie jest sportem, na sportowość wędkarstwa - w angielskim, nie zaś w "wyczynowym" znaczeniu tego słowa - powołujemy się natomiast prawie wszyscy. Zachowujmy się więc przyzwoicie, fair, sportowo i nie łówmy leszczy w ciepłych zim można z rzadka znaleźć te ryby na przylegających do ostoi wypłyceniach o dwumetrowej głębokości, w głębokich i raczej odległych od brzegu powolnych rynnach. Podczas ociepleń pojawiających się po trzaskających mrozach warto też obłowić krawędzie lodu. Tworzą się one na pograniczu nurtu i spokojnej wody, a więc w strefie, którą leszcze niekiedy odwiedzają podczas rzadkich, zimowych wędrówek jednak przeznaczyć miesiące zimowe na łowienie innych ryb, a może wręcz należy odpuścić sobie rzeki nizinne. Jeżeli nie ma się temperamentu trociowego i nie jeździ się na Pomorze, lepiej zimą szukać ryb w jeziorach lub w zbiornikach zaporowych o stałym poziomie wód. Rzeka bywa niebezpieczna, nawet na spokojnych zastoiskach lód miewa różnorodną grubość, odmienną spoistość i inny stopień zanęta, robak...Łowienie leszczy wymaga dobrej pamięci i sprawnego kojarzenia własnych obserwacji. To także znajomość rozkładu dnia leszczowego stada. Z własnymi spostrzeżeniami warto też konfrontować wiedzę książkową i tę czerpaną z wędkarskiej prasy. Wędkarz chcący się zasadzić na leszcza szuka więc miejsca lekko zamulonych o niezbyt bystrym przepływie. Wystarczy przyjrzeć się budowie ciała tej ryby, jej wysuwającemu się ku dołowi trąbkowatemu ryjkowi, by pojąć jej tryb życia, zrozumieć dlaczego wybiera takie a nie inne stanowiska. Wystarczy też pamiętać o tym, że leszcze zawsze gromadzą się tam, gdzie znajduje się obfitość pożywienia. Dla żarcia potrafią zrezygnować z rozkładu dnia, wpłynąć w miejsca rzadko odwiedzane. Stara wiślana prawda mówi, że łowienie leszczy bez zanęty nie ma sensu. I tak jest naprawdę. Leszczowe stado prędzej czy później natknie się na pojedynczego robaka postawionego na jego trasie. I co? Połknie go jeden jedyny leszcz, pozostałe kontynuować będą swoją orkę, pójdą pod prąd, dotrą do krańca rewiru, spłyną i za kolejnym "nawrotem" znów może jakiś pojedynczy osobnik zapnie się na zatrzymać leszczowe stado na dłużej, jeżeli dość obficie zanęci się stanowisko i jeśli po pierwszych braniach dorzucać się będzie co pewien czas niezbyt wielką porcję dobrze skonstruowanej być ona dość ciężka, aby prędko osiągała strefę dna i nie ściągała w łowisko drobnicy. Powinna być odpowiednio spoista, by kule nie rozbijały się po uderzeniu o powierzchnię wody czy dno. Muszą się one rozkruszać pod wpływem nieznacznego prądu, smużyć i pobudzać apetyt. Winny zawierać około 20 procent komponentów o dość grubej frakcji - mogą to być całe płatki jęczmienne, owsiane, kasze i śruty albo markowy rzeczne nie będą się kręcić po łowisku w poszukiwaniu drobin pokarmu, aby się zatrzymać, stado musi natknąć się na coś godnego uwagi. Warto więc do "wegetariańskiej" mieszanki dodać nieco "potraw mięsnych", a więc siekanych dżdżownic, zanętowych białych robaków, larw ochotkowatych...Mimo że leszcze lubią pokarm pochodzenia roślinnego, to jednak ich naturalnym pożywieniem są głównie wodne bezkręgowce. To właśnie ich szukają w osadach dennych, do ich odcedzania natura wyposażyła je w trąbkowate ryjki. Najlepsze efekty w rzekach osiągają przede wszystkim ci koledzy, którzy łowią na przynęty zwierzęce. Z wiosny najlepszy będzie czerwony robaczek, latem biały, jesienią pęczek ochotek. Niezłe mogą być fragmenty mięsa z małży, ślimaków, oraz wszystkie larwy owadów przebywające do przeobrażenia w szczególnie na śródrzecznych stanowiskach, będą założone na hak duże dendrobeny oraz rosówki. To właśnie one potrafią przynieść medalowego w dobrze zanęconym łowisku stosować można przynęty roślinne - od pęczaku, gotowanej pszenicy, płatków, po ciasta i kaszę technikiW kwietniu łachy są niczym rzeki z prawdziwego zdarzenia. Niemałe, bystre, kręcące wśród zatopionych drzew, krzewów, sięgające burt, niekiedy nawet wylewające się w łąki. Z reguły omijane są przez większość wędkarzy przyjeżdżających z miasta. Ludzie szukają - jak w pełni lata - "samej rzeki". Czasem tylko zbliża się do nich doświadczony łowca płoci czy jazi. Jedynie miejscowi stają się do końca przyboru zaprzysięgłymi fanami łach. Wiedzą swą, sąsiedzkim traktowaniem wody nie zwykli się dzielić z przybyszami. Nagabywani o wyniki pogardliwie wydymają usta, wzruszają ramionami i mówią:- E tam, nic nie bierze, płoteczka czasem skubnie, badziewie. Ja tak tu stanął, ot, pogapić się...Tymczasem w łachy gna niekiedy ryby z całej rzeki - to ruchliwy, uaktywniony kwietniowym ciepełkiem narodek. Porzuca chętnie wyjałowione przez zimę śródrzeczne stanowiska i napędzany przez hormony odwiedza miejsca dotąd niedostępne. Dwie sprawy determinują te ciągi - głód i seks. W łachach, latem zamulonych, rozgrzanych, kwitnie bujnie biologiczne życie. Larwy owadów, wodne bezkręgowce, mięczaki, mnóstwo roślinnych resztek - choćby niewiarygodna ilość nasion... Jest w czym wody porywa osiadły muł, odkłada cienką warstwę na spowolnieniach, na kantach i blatach, na pograniczach prądu. Do tych miejsc ściągają wiosną leszczowe wyprawy na łachy muszą gwarantować wędkarską mobilność. Ryb trzeba szukać, kiedy więc brania ustaną należy zmieniać miejsce. Oczywiście nęci się i w kwietniu, ale drobnymi porcjami, nadzwyczaj oszczędnie. Wyprawy z masą sprzętu, tymi wszystkimi michami, wiadrami, stołkami i kompletem wędzisk - co się czasem widuje - nie mają żadnego sensu. Jest coś takiego w wiosennej rybie, że miejsca nie potrafi zagrzać nawet nad dnem gęsto obsianym najatrakcyjniejszą sam wyglądam jak karykatura przyciężkiego spinningisty - wodery (bo często przełazić trzeba przez wodę), lekka kapotka, którą zdjąć można, gdy przyjdzie chwila upału, torba ze stelażem krzesełeczka, stać ... dA6qR.
  • vc3rx2b4wj.pages.dev/283
  • vc3rx2b4wj.pages.dev/379
  • vc3rx2b4wj.pages.dev/289
  • vc3rx2b4wj.pages.dev/74
  • vc3rx2b4wj.pages.dev/294
  • vc3rx2b4wj.pages.dev/170
  • vc3rx2b4wj.pages.dev/394
  • vc3rx2b4wj.pages.dev/205
  • vc3rx2b4wj.pages.dev/310
  • stanowiska ryb w rzece